Stwórz podobną
Wyślij kartkę
Treść kartki
Kochani z całego serca dziękuję Wam za wpłaty, za udostępnianie i za ciepłe słowa, które dodają otuchy! :* Jesteście wielcy!!! ten wpis jest dla mnie bardzo emocjonalny, edytuję go wiele razy, żeby nie zrazić Was(abyście nie poczuli tego niesmaku jaki się za mną ciągnie)Są takie dni, kiedy ręce opadają, kiedy tracisz wiarę w człowieka, w jego wyznawane wartości.Nasuwa mi się pytanie jaki jest wyznacznik człowieczeństwa(...). Byłam w sobotę na "interwencji" do tej pory nie jeździłam, bo nie było jak(dostajesz tel. i jedziesz). Pojechałam tam z kobietką, która jest wspaniała, która pomimo przeciwności losu jakie są jej rzucane pod nogi nie poddaje się!!! Jedziemy... wioska pod Bartoszycami. Zabieramy jak się potem okazało starszą koteczkę, która jest tak potulna i "wyrozumiała", że podczas wizyty u weta i podawania bolesnego zastrzyku domięśniowego mruczy... Mruczy tak głośno i wtula się w rękę, jakby wiedziała, że to dla jej dobra! Ale to nic. Po drodze dowiaduję się, dlaczego ją stamtąd zabieramy! Okazało się, że niedawno miała małe. Zdrowe bzdziochy, które śmigały po podwórku. Ponoć pani, która zajmowała się kotką poprosiła pewnego "człowieka", żeby się nimi zajął tzn. żeby coś z nimi zrobił(potem tłumaczyła, że chodziło o zabranie ich z tej wioski). Jadę, wcinam chałkę i słyszę iż, ów "człowiek" ukręcił główki kociętom... słyszę... chałka rośnie mi w przełyku, w głowie przemykają mi myśli, wizje i wszelakie epitety jakich się do tej pory nauczyłam i jakie powstać jeszcze mogą. Dosłownie "widzę to i słyszę"Ponoć podczas gdy on "to" robił zleciało się sporo osób... pisk kociąt był przeraźliwy... Dzięki pewnej Magdzie jeden z maluchów został uratowany. Dzięki niej dowiedzieliśmy się, również o tym, że kotką też mieli się "jakoś zająć"... Mam w głowie różne wizje...
Mamy to za sobą po jakimś czasie znajdujemy kotkę, pakujemy do kontenerka, jedziemy do weta. A tam kilka naszych podopiecznych czeka na badania, szczepienia itp. i tu nagle bach...przesympatyczna pani wet. mówi, że to jest to czego tak strasznie się bałyśmy. Panleukopenia...u jednego z naszych podopiecznych.Ja spanikowana, A. spokojna, trzeźwo myśląca, poważna i opanowana - myśli co zrobić, jak to ogarnąć.
Jestem przerażona, koszt surowicy, szczepień, możliwość przeniesienia choroby.I pojawia się pytanie, dlaczego my... przecież próbujemy pomóc, dlaczego mamy tak pod górkę!Przecież staramy się jak tylko się da, wchodzimy jak nie drzwiami to oknami, nie poddajemy się, a tu taki strzał w kolano - ba w oba!
Kurczę, jestem spanikowana.Ale piszecie WY,umacniacie mnie w przekonaniu, że to wszystko ma sens, że jesteście z nami, przekazujecie $ i inne ważne materiały i wiem i ONE też wiedzą, że jest sens, że to nie walka z wiatrakami!!!
Dziękuję Wam Kochani Darczyńcy, dziękuję Ci Kasiu, Bożenko, Agnieszko, Kasiu, Irenko i inne Kochane Dusze, które nie sposób tu wymienić.
Kocham Was za to, że nie tracicie nadziei, siły, a przede wszystkim wiary w to co robimy!!!
Kochani jak tylko będę miała zdjęcia koteczki to wstawię, może zajdzie się ktoś, kto pokocha kotusię po przejściach, która pomimo krzywdy, której doznała nie traci wiary w człowieka...